„Ciało” w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej jest kolejnym
mocnym filmem tej reżyserki. Widziałam „Sponsoring” i „W imię..”, i muszę
stwierdzić, że pani Szumowska lubi robić filmy, jakich nikt dotychczas nie
ważył się stworzyć.
Film
jest oryginalny, niepowtarzalny, ma doskonałą obsadę:
Janusz Gajos, Maja Ostaszewska, Justyna Suwała, Tomasz
Ziętek, Ewa Dałkowska – scenariusz napisała sama pani reżyser wespół z Michałem
Englertem. Powstało dzieło nagrodzone nawet Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale
2015, ale tak naprawdę to jest to banalny film o uczuciach międzyludzkich, a
konkretnie między córką i ojcem. Nic właściwie nowego – odwieczny temat, stary
jak świat, ciągle nierozwiązany problem dogadania się z własnymi dziećmi. Jednak
fajnie wyreżyserowany, kapitalnie zagrany przez aktorów – świetny debiut Joanny
Suwały – no, i wreszcie, film zauważony w Europie na - bądź co bądź- ważnym
festiwalu filmowym w Berlinie.
Film ma fanów i przeciwników, ale w sumie to dobry film.
Mnie się podobał, choć miałam chwile zwątpienia – poruszanych wątków w tym
filmie jest bardzo wiele, wszystkie są dość ważne i filozoficzne, poprzeplatane
sobą, że w końcu nie było wiadomo, po co tego tyle i co to ma oznaczać: facet,
który się wiesza, a po chwili sobie wstaje jakby nigdy nic, terapeutka z
mistycznym nastawieniem do swojej terapii, wywołująca duchy, biegająca na
spotkania w języku hiszpańskim z podobnymi mistykami z Południowej Ameryki,
jakieś niemowlę porzucone na dworcu w toalecie, i można jeszcze tak dalej
wymieniać – jest tego materiału trochę, być może trzeba te wątki potraktować
jako aluzje do nierozwiązanych w społeczeństwie problemów, jak na przykład do
aborcji w Polsce (niemowle w toalecie), nie wiem – może? Nagromadzone tematy
powodują, że film staje się trudny, nawskroś filozoficzny, trzeba główkować,
zadawać sobie pytania, a to nie każdy widz potrafi.
Film niesie zawsze
jakieś przesłanie, trwa w jakimś celu i czymś konkretnym, często pouczającym
się kończy. Natomiast tu ciężko i ponuro, trudny temat goni za jeszcze
trudniejszym i nie ma rozwiązania, żadnej ulgi – widz cierpi razem z bohaterami
filmu. Połowa widowni się nudzi.
A chodzi
tak naprawdę o to, że alkoholiczny tatuś, uprawiający z zapamiętaniem swój
prokuratorski zawód, nijak nie może przezwyciężyć swojej grubej skóry, by
okazać odrobinę ciepła i trochę uczuć swojej jedynej córce, cierpiącej po
śmierci matki na anoreksję. I trzeba było przejść przez tę gehennę wielu
tematów, z terapią i wywoływaniem duchów, tę całą drogę krzyżową z polskimi
problemami, wisielcami i porzuconymi niemowlętami,
by wreszcie raz jeden jedyny uśmiechnąć się do córki. Ot,
i tyle.
Jednak interesująco to wszystko przeplecione, inaczej niż u innych, można się nawet pośmiać. Daję cztery gwiazdki****.
Na projekcję obiecała przylecieć pani reżyser, ale poleciała do Nowego Jorku. Również Janusz Gajos obiecywał zaszczycić projekcję w Hamburgu swoją obecnością, ale miał w tym samym czasie premierę w Teatrze Narodowym w Warszawie. A chętnie bym porozmawiała z obojgiem.
Jednak interesująco to wszystko przeplecione, inaczej niż u innych, można się nawet pośmiać. Daję cztery gwiazdki****.
Małgorzata Szumowska i Srebrny Niedźwiadek |
Berlinale 2015 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz